Żeglarstwo nie jest Insta… czyli notatki z Oceanu

Dużo żeglarstwa zagościło ostatnio w naszym życiu. Po przepłynięciu kanału Panamskiego nagle się okazało, że gdziekolwiek chcemy dopłynąć to jest dalej niż przez Atlantyk. Zatem ostatnie miesiące są wypełnione tym co z grubsza można nazwać robieniem mil, czyli płyniemy… i to daleko. W związku z tym, że od Panamy, czyli już prawie dwa miesiące i 1500 mil, podróżujemy w kupie, czyli w zestawie Tres Barcos Polacos (Trzy polskie łódki), w tym Michał, którego jako jedynego z nas można zakwalifikować jako Instagramowego żeglarza, mam szansę poobserwować różne podejścia do obecności w Internecie. I o tym będzie dziś, a raczej o tym dlaczego nas tak mało.

notatki z Oceanu
TRES BARCOS POLACOS (OD LEWEJ: LEYLA, WHITE DOG I VISION) w Zatoce Tehuantepec

To akurat, co wyciąga z żeglarstwa na Instagram Michał, jest bardzo fajne, bo Michał robi to z humorem i lubię to oglądać. Nie mniej jednak… absolutnie nie oddaje mojego podejścia do sprawy. Nawet nie wiem jak mogłabym przedstawić to nasze żeglowanie oceaniczne w wersji insta. Niby pokazujemy jak coś się dzieje lub zepsuje, ale jak się naprawdę coś dzieje to nikt z nas nie myśli o kamerze. Dlatego chyba tak mnie wkurzają ci co płaczą do kamery, bo „taaaak się boją”. Chyba aż tak się nie boją skoro biorą tą kamerę zamiast działać… jak dla mnie, lekki bullshit. Czasem mam wrażenie, że cieszą się, że coś im się dzieje, bo mają ten kontent (tu: treści do publikacji).
Żeglarstwo, niezależnie od tego czy się coś dzieje czy nie, jest według mnie za wolne na Instagram, Facebook czy inny Jutub. Czas pomiędzy „eventami” jest za długi. Tempo marsza żałobnego to przy tym skoczna polka, nie mówiąc o tym, że cieszymy się jak dzieci jak nic, ale to nic się nie dzieje!

Samotne nocne wachty pod gwieździstym niebem skłaniają mnie do kontemplacji. Zastanawiam się co mną kieruje gdy decyduję się wypłynąć na szerokie wody Oceanu. Co tak naprawdę kocham w byciu daleko od lądu i czy umiem to pokazać szerszej publiczności w Internecie. Niezmiennie dochodzę do wniosku, że pokazać nie umiem, dlatego próbuję opisywać, bo słowo i to co się czyta pomiędzy wierszami, ma chyba u mnie większe szanse. Zobaczcie sami… fragmenty moich notatek z Oceanu.

Tymczasem na Oceanie…

notatki z Oceanu

(Notatki z Oceanu, Czerwiec 2023)
Nie ma wiatru. Bardzo. Na oceanie widać kiedy bardzo nie ma wiatru. Jest różnica między słabym wiatrem a kompletną flautą. Linia horyzontu zanika, a woda zmienia się w olej i łączy z niebem. Poranne słońce wypala pozostałości nocnej burzy. Nad Tehuantepec nocą nadciągają gigantyczne burze. Może to niefortunne sformułowanie, bo nic tu nie nadciąga, tu wszystko się tworzy, a jak się stworzy to już pozostaje, aż do ostatniego pioruna. Wielkie cumulusy powoli budują się dookoła naszej łódki. Dyskoteka rozpoczyna się po zmroku.. Co noc staramy się zrozumieć to przerażające tango, co dzień szukamy odrobiny wiatru, żeby stąd uciec. Przypływy i odpływy regularnie zasysają nas i wypluwają niekoniecznie w tym kierunku, który by nas interesował. Analizujemy prognozy, ale nic co w nich odczytujemy nie zgadza się z tym co nas otacza. Ten ocean jest nowy dla nas. Dźwięk sinika i wibracje kadłuba to nasza jedyna muzyka…

Moje żeglarstwo jest dziwne. Po pierwsze, żeglowanie, w którym zapominam o destynacji zaczyna się dopiero po dwóch, trzech dniach. Wszystko co trwa krócej to urabianie mil i gdybanie co się zrobi lub zje jak już się dopłynie. Nie ma w tym nic złego, bo radość z nowych miejsc i chęć ich poznawania jest wpisana w moje Tao Podróżnika. Po trzech dniach jednak myśli odbiegają od lądu, odrywają się od destynacji i przestają gnać. Nie ma specjalnie znaczenia co jest za horyzontem, liczy się tylko tu i teraz.

Wydaje mi się, że to właśnie jest to o co mi w tym wszystkim chodzi. Destynacja, choć ma znaczenie, definiowana jest uogólnionym kierunkiem na kompasie, który mniej więcej staramy się utrzymać. Wszystko pomiędzy startem i metą jest zawieszone w przestrzeni oceanu, który ugniata i rzeźbi okolicę według własnego widzimisię. Dopada mnie świadomość braku wpływu na większość tego co mnie otacza. Mój mózg włącza się w tryb przeżycia. Dociera do mnie moja małość i ogrom oceanu. Włącza się ten przedziwny rodzaj niepewności pomieszany z bezkresnym zachwytem naturą. Nie ma nic ważniejszego niż to, bo nie ma nic innego.

Żółwie świecą w Tehuantepec

notatki z Oceanu
Śniadanie z widokiem na Wielki Błękit

(Notatki z Oceanu, Czerwiec 2023)
Dzień wynagradza stresy nocy. Woda oceanu, który nie jest dotknięty wiatrem jest przeraźliwie niebieska. Indygo z ultramaryną. Czasem łapię się na tym, że mam ochotę skoczyć w tą głębię. Słońce odbija się od wody. Atakuje nas od góry i z dołu. Małe żółwie bez przejęcia i strachu polują na powierzchni na meduzy. Ich skorupa błyszczy w słońcu. Zawsze budzi to poruszenie, ale tylko w nas. Żółwie ignorują nas na całego. Często przepływamy zaledwie o kilka metrów od nich, za każdym razem myśląc, że to zdradzieckie sieci. Skwar niepojęty. Wiatru brak.

Moje ciało chce pływać. Desperacko. Nawet nie musimy zatrzymywać łódki. Ledwie się poruszamy. Woda jest tak gorąca, że nie daje ochłody, ale za to daje coś innego – rozluźnienie. W czasie płynięcia mięśnie pracują non stop, nawet w czasie snu, bo ocean nawet bez wiatru się rusza, a z nim i łódka. Woda unosi mnie, choć wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach, a adrenalina tryska z uszu. Dopiero w wodzie widać tą głębię pod nami, ten Wielki Błękit.

I to jest być może ten moment, który można by pokazać, ale… widać będzie tylko kąpiel w niebieskiej wodzie – ani palm, ani drinków. No nuda, panie kierowniku!

Puk, puk tu Strach

notatki z Oceanu
pełnia… księżyc rozgania chmury, można czytać książki

Tryb przeżycia to taki stan, w którym kontrolujesz wszystko co możesz. Pilnujesz siebie i innych na pokładzie, słuchasz jachtu, analizujesz prognozy pogody starając się odnaleźć na niebie i wodzie znaki, że ta twoja analiza ma znamiona realności, czytasz wodę wypatrując niebezpieczeństw.

Pamiętam taką scenę w filmie Blue Lagoon z boskim Leo, w której on odrywa się od reszty grupy i przechodzi transformację, a raczej integrację z otaczającym go środowiskiem. Wszystko na granicy szaleństwa, tak przynajmniej jest to przedstawione w filmie.

Rozpoznaję to uczucie na oceanie. Zmysły się wyostrzają, ciało potrafi w ułamku sekundy obudzić się z głębokiego snu, w pełni gotowe do akcji. Wszystkie zmysły, nawet te, które niespecjalnie działają na lądzie. Nie mam pojęcia czym to wytłumaczyć, ale na oceanie mój wzrok, zazwyczaj tąpnięty i na wspomaganiu okularowym, działa całkiem sprawnie w obliczu zagrożenia. Widzę wszelkie anomalie, statki, sieci, czy załamujące się dziwnie fale. Jestem również przekonana, że nos ma specjalną zapadkę, która uruchamia alarm przy każdym nowym zapachu! Ocean oczyszcza ciało z zapachów. Anomalie pachną. Nie żartuję! Zbliżający się ląd, o ile wiatr wieje od lądu, pachnie dużo szybciej niż można go wypatrzyć. Burze jeszcze inaczej, nie mówiąc o bliskości wielorybów (to akurat potworny smród, coś jak stary kuter rybacki).
Nie wiem czy taki stan czuwania można nazwać strachem, ale strach z pewnością jest towarzyszem każdego żeglarza, bo każdy żeglarz wie, że Ocean może go zmieść bez wysiłku.

“Fair winds, following seas, and boring passage” czyli… najlepiej żeby było nudno


Ale czy jest nudno? Bo do tego właśnie próbuję dojść. Nuda to stan, w którym brak pomysłu na to co robić, przy jednoczesnej konieczności robienia czegoś, prawda? Jest przecież zasadnicza różnica pomiędzy nic-nierobieniem a robieniem nic. Bo jak się robi nic, to po pierwsze coś się robi, a jak się już to wybiera to trudno się nudzić. Według tej zagmatwanej definicji i moich osobistych preferencji, to żeglarstwo nie jest nudne. Jest oczyszczające, nadające perspektywy sprawom lądowym, uwalniające od tego co nam się wydaje, że musimy. Ale czy to się nie ma jakkolwiek do Insta-aktywności I kreowania kontentu. No nie bałdzo…

Wesoła kompanija

(Notatki z Oceanu, Maj 2023)
Rano, gdy dzień powoli się budzi, pojawiają się delfiny. Zawsze gdy przypływają mam wrażenie, że to coś innego, rzadszego, jak wieloryb albo rekin. Jednak, pomimo tego, że widzę je kilka razy dziennie, zawsze witam je z radością. Ciszę się prawie tak, jakby to nasz Mapsik🖤 przybiegł do mnie.
Delfiny polują rano. Nasz jacht służy im jako narzędzie do osaczania ławic. Widać to świetnie na gładkiej wodzie, zwłaszcza, że ptaki krążą chmarami licząc na to, że coś im skapnie ze delfiniego stołu. Siedzimy w rozdziawionymi gębami na burcie od czasu do czasu wymachując rękami w stylu “o ja! widziałeś to?”. Jestem przekonana, że wśród delfinów, tak jak i u ludzi, są zarówno wirtuozi skoków oraz przeciętne Flipery, które skaczą bo tak natura i higiena wymaga, po co się wygłupiać. Założę się, że Ci drudzy patrzą na tych pierwszych i ultrasonicznie klną pod nosem, że… się gówniarze popisują, że mają parcie na szkło i że lepiej by się do prawdziwej roboty zabrali, a nie się wygłupiają! I sami się proszą o kłopoty i jak tak dalej będą robić to ktoś ich odłowi do jakiegoś akwarium, albo gorzej, (tfu!) do delfinarium na pustyni! NO!

Widowisko jest przednie, zarówno na wodzie jak i pod wodą, ale nie mamy sprzętu, żeby stworzyć coś co zainteresuje widza, a nam nie przyniesie wstydu😀. Delfiny to niesamowite zwierzęta. Czujesz to. Wiesz, że cię widzą, wiesz, że cię słyszą. Gramy im na instrumentach wieczorami, gdy przypływają pobawić się przed naszym dziobem. Uwierzcie mi proszę – widać po nich, że słuchają. Wtedy też nie liczy się kontent. Wtedy jesteś w sanktuarium. Twój mózg nie pamięta o świecie, w którym ten kontent się liczy.


Ten świat, tam daleko od lądu, jest dla mnie wyjątkowy. Tam gadam z rybami, pozdrawiam słońce i wącham wiatr. Jestem dziwolągiem, na malutkiej łódce z dwoma innymi dziwolągami, którzy odbierają ten świat jeszcze inaczej, ale chyba też niespecjalnie Instagramowo. Za brak tego regularnego kontentu wizualnego z góry, z dołu i z boku przepraszamy, mając nadzieję, że choć ta nasza chęć pisania pozwoli Wam pożeglować z nami w stronę zachodzącego słońca.

notatki z Oceanu

PS. Pomimo tego wszystkiego co napisałam, nadal będziemy na tyle na ile umiemy, pokazywać Wam ten nasz piękny świat. Zachęcam do obserwowania Michała na Instagramie. Michał pokazuje żeglarstwo z dużą dozą humoru i autoironii. Oczywiście zachęcam również do obserwowania całego Tercetu Egzotycznego, czyli i nas i Visonsów!

Keep up to date with our monthly newsletter

Select list(s):
We keep your data private and share your data only with third parties that make this service possible. Read our Privacy Policy.
Share...🧡

Podobne wpisy

4 komentarze

  1. Dobrze się czytało i myślę że niektóre dla was nie-instagramowe widoki i przeżycia dla nie-żeglarzy są bardzo insta.
    Think about it. Love

  2. Bogumil pisze:

    Pieknie to napisalas Kasiu. Dzieki za dzielenie sie swoimi wrazeniemi. Moj kolega kilka lat temu plynal na jachcie dookola swiata, niestety musial przerwac w Australii. Opowiadal po powrocie ze lubi moment gdy lad ginie za horyzontem i jest tylko jacht, ocean, niebo i to tylko jest wazne. A druga rzecz ktora wspominal to psia wachta ktora preferowal, pozostali uczestnicy rejsu to byli mlodzi ludzie zadowoleni ze jest ktos bierze ta wachte a on byl szczesliwy ze moze obcowac z oceanem w samotnosci. Kiedys w nocy podplynela bardzo blisko orka i lypnela na niego okiem, to bylo niesamowite przezycie, wspominal.

    1. Kasia pisze:

      Dziękujemy za miłe słowa! mam podobne doświadczenie z wielorybami. To bardzo dziwne uczucie spotkać tak ogromne zwierzę. Mieszanka ekscytacji i obaw, adrenalina tryskająca z uszu! Za chwilę wpływamy w słynne Morze Corteza, a tam podobno jest mnóstwo i ssaków i wielkich ryb. Nie mogę się doczekać! pozdrawiamy serdecznie i jak zwykle dziękujemy za komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *