Popandemiczny szał podróżowania

Życie powoli wraca do swojego poprzedniego tempa. Mój Tata czuje się dużo lepiej, więc i u nas jakby spokojniej. Gdyby nie wybory prezydenckie w Polsce, to pewnie już zaczęlibyśmy się zastanawiać nad globalnymi skutkami tej pandemii. Póki co jednak, paplanie naszych polityków gotuje nam na tyle krew w żyłach, że nie ma czasu na myślenie o wirusach, nawet tych koronnych.

Przez ostatnie tygodnie Martynika powoli przywracała poszczególne wolności; od zniesienia „kartek” na wychodzenie na brzeg, przez swobodne poruszanie się do 100km, aż do swobody żeglowania pomiędzy francuskimi wyspami. Czekamy jeszcze na otworzenie granic i regularne połączenia lotnicze za rozsądną cenę. (póki co – wariactwo).

Pustynia, dżungla, mangrowce, klify i wulkany… czyli różne oblicza Martyniki

W miarę rozluźniania obostrzeń postanowiliśmy zobaczyć na Martynice wszystko to, co nam umknęło przy poprzednich wizytach. W pierwszym tygodniu „wolności” rzuciliśmy się na głęboką wodę. Hmm… głęboka woda to eufemizm w naszym przypadku, gdyż 15km spacer w pełnym słońcu, po suchym jak wiór interiorze, i to po 3 miesiącach chodzenia wyłącznie po pokładzie? – umówmy się, zakrawa to raczej na głupotę. Na szczęście przeżyliśmy. Za to buty Marcina nie! Okazuje się, że w tym klimacie można zdezintegrować buty nawet w szafce, bez noszenia.

Wszyscy, w większym lub mniejszym stopniu nabawiliśmy się potężnych zakwasów, pęcherzy na stopach, no i poddaliśmy ramionka obróbce termicznej… Dochodziliśmy do siebie przez trzy dni i raczej nie powtórzymy tego wyczynu/głupoty w najbliższym czasie. Cel wyprawy natomiast był słuszny, gdyż na wschodnim wybrzeżu znajduje się Sawanna Skalista, która jest geologiczną ciekawostką, a my jako potomkowie wspaniałych geologów (sic!), za żadne skarby nie odpuścilibyśmy sobie polowania na różne rodzaje skał. To była fantastyczna lekcja geologii w pustynnym terenie, nie mówiąc o paru dodatkowych kilogramach kamieni w plecaku w drodze powrotnej.

Po zaleczeniu większości ran i gdy wreszcie ucichło jęczenie w temacie zakwasów, czyli +/- tydzień później, korzystając z popandemicznych cen w wypożyczalniach samochodów, ruszyliśmy na północ Martyniki. Najwyższy szczyt Martyniki, wulkan Mount Pelee, zdobyliśmy w zeszłym roku, więc tym razem postanowiliśmy poszukać reszty wodospadów i rzeczek. Środkowa część wyspy jest bajecznie górzysta i pokryta soczyście zieloną dżunglą. Po trzech miesiącach na wodzie, choćby nie wiem jak cudnie błękitnej, zieleń drzew jest jak zbawienie dla oczu.

Wyruszyliśmy z domu z poważnym planem zobaczenia konkretnych miejsc. Niestety, te najbardziej atrakcyjne cuda natury znajdują się na prywatnym terenie i w związku z Covidem nadal były nieczynne. Pozostała nam wiec włóczęga niezorganizowana, niezaplanowana i kompletnie chaotyczna. Połaziliśmy zatem po dżungli, pobrodzilismy po strumieniach, popanikowaliśmy na widok pająków, larw i innych przedstawicieli lokalnej fauny (obeszło się bez węży, uff!). Ostatecznie, idąc za radosnym tłumem uwolnionych od pandemii ludzi, znaleźliśmy kilka wodospadów, ale te, oprócz czystej przyjemności posiedzenia w lesie, nie dostarczyły nam szczególnie wzniosłych doznań (nie to co pająki !).

Caravelle

Prowadzeni wyłącznie ciekawością i generalną zasadą „a chodź zobaczymy co jest za rogiem?” dotarliśmy na półwysep Caravelle, który, ze względu na plaże dla surferów, na pierwszy rzut oka skojarzył nam się trochę z Chałupami (tyle, że z palmami i 15 stopni więcej).

Druga strona półwyspu, z ukrytą w lesie mangrowcowym Zatoką Skarbów, sprawiła nam dużo radości. Łażenie po mangrowcu jest dość przyjemne, gdyż drzewa, choćby rachityczne, dają jakiś cień i ulgę od słońca, nie mówiąc o niezliczonej ilości ptaków, jaszczurek i krabów. (wiadomo – atrakcja!) Oceaniczne wybrzeże półwyspu jest skaliste, suche i gorące. Szukaliśmy tam bezskutecznie słynnych organów, czyli skał, które erodowały w specyficzny sposób tworząc ośmiokątne bloki, przypominające owe organy. Nie wiem czy to przez skwar, czy buty, ale gdzieś nam umknęły. Wygląda na to, że musimy tam pojechać jeszcze raz, żeby je znaleźć. Tak czy inaczej, półwysep Caravelle dostarczył nam kolejnych kilka kilo kamieni, parę kijów oraz niezliczoną ilość achów i ochów w kierunku przeróżnych formacji skalnych.

cdn…

Z geologicznym pozdrowieniem
Załoga Białego Psa
i
„Che”-Sławek, który dzielnie znosił nasze towarzystwo

POLECAMY:

Najlepsza strona z opisem szlaków na Martynice (i nie tylko…, ale niestety tylko po francusku):
www.lapinousonroad.com

Share...🧡

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *