Świat według Anselmo
Zmiana sezonów z suchego na mokry to nie jest zbyt przyjemna pora w tropikach. Morze się uspokaja, niebo zaczyna szaleć. Oznacza to deszcze i przede wszystkim burze. Trochę bardziej na północ wszyscy zaczynają patrzeć w mapy pogodowe amerykańskiego National Hurricane Center. My wylądowaliśmy w Panamie. W karaibskim raju, czyli na terenach zamieszkałych przez plemiona Guna – Gunayala. Te wyspy to pierwsze takie miejsce, gdzie cywilizacja to w dużej mierze to co przyniesie morze, czyli my i nam podobni, oraz… śmieci. Rdzenni mieszkańcy Gunayala zamieszkują te wyspy od zarania dziejów i jest to terytorium niezależne, z własnym Kongresem i własnymi prawami wywalczonymi prawie 100 lat temu, w czasie rewolucji. Dla nas, „cywilizowanych”, którzy potrzebują definicji administracyjnych, jest to terytorium Panamy na pograniczu z Kolumbią. To jest właśnie to miejsce gdzie Panamericana, czyli autostrada biegnąca przez obydwie Ameryki nie została wybudowana
Gunayala – raj na ziemi
Zaktowiczyliśmy naszego Psa tuż za rafą, pomiędzy malutkimi piaszczystymi wysepkami ze sterczącymi palmami kokosowymi. Za naszymi plecami rozciągały się góry i słynna dżungla Darien. Wpływając tam przecieraliśmy oczy ze zdumienia, bo te mikro wysepki wyglądały jakby unosiły się nad wodą. Trochę jak fatamorgana tylko z happy endem. Zresztą nie pozbyliśmy się tego wrażenia, że to miejsce jest kosmiczne do końca naszego pobytu. Generalnie patrząc – raj na ziemi. Wtedy, a były to czasy przed Starlinkiem, Internet był tylko czasem i to tylko od wysokości pierwszego salingu na maszcie, sklepów brak. Rdzenni mieszkańcy sprzedają ryby, kokosy i banany – za pieniądze, ale też za wodę, ciasteczka i prezenty dla dzieci. Turystów w zasadzie nie ma. Co jakiś czas pojawiają się grupki backpackersów, którym Guna udostępniają hamaki pomiędzy palmami. Ale nie ma ani wielkich hoteli, ani resortów. Dziś jednak nie o tym, a o pojmowaniu natury.
Anselmo
Razu pewnego, wieczorową porą, nasi przyjaciele zakotwiczeni tuż obok nas, zaprosili nas i Anselmo, na kolację. Anselmo, nasz sąsiad, mieszkał tymczasowo na Tiadup (tlum: Mała Wyspa), jednej z siedmiu wysp przy których kotwiczyliśmy. Tymczasowo, bo Anselmo był na wakacjach u kuzyna. Anselmo opowiedział nam, że Guna lubią co jakiś czas się przeprowadzić na wyspy na których jest więcej turystów, bo wtedy mogą więcej zarobić. Anselmo wraz rodziną pochodzi z Tigre, czyli wyspy oddalonej znacznie od utartych szlaków cruiserskich. Tigre jest z tych bardziej tradycyjnych. Zresztą widać to po strojach. Na niektórych wyspach, Guna ubierają się zupełnie po Panamsku, szczerze mówiąc nie ma reguły, chociaż kobiety częściej noszą tradycyjne stroje niż mężczyźni. Tiadup, to rzeczywiście mała wysepka o wielkości może trzech boisk tenisowych. Mieszkają na niej 3 rodziny. Zaprzyjaźniliśmy się z Anselmo, bo Anselmo lubi porozmawiać i nie zraża go bariera językowa.
Tak oto siedzimy wszyscy kokpicie. Anselmo z samego rana przypłynął nas ostrzec, bo widział w zatoce rekina młota. Rekiny rafowe to jedno, ale te wielkie pełnomorskie dziady nie wpadają na pogawędki, tylko w celach morderczych. Azelmo jest dla nas źródłem wiedzy lokalnej. Fauna i flora jest na wyspach Gunayala dość przyjazna ludziom z małymi wyjątkami (wyjątek to chitrasy, je-jenesy, no-see-umsy, czyli wstętne muszki, których nie widać a gryzą). Archipelag zewnętrzny jest oddalony od lądu o jakieś 10-15 mil morskich, czyli ok 25 kilometrów. Oznacza to, że od czasu do czasu wizytę składają duże rybcie z zębami, delfiny, czasem podobno nawet zdarzy się i wieloryb.
Jednak najgorsze są krokodyle. Do niedawna jeszcze, krokodyle nie zapędzały się tak daleko. Owszem wypływały z rzek w morze, ale trzymały się wysp przy wybrzeżu. Najwyraźniej brakuje im pożywienia, że tak daleko się wypuszczają. Wypytywaliśmy Anselmo o te krokodyle, bo nie wiem czy pamiętacie, w Amazonii Tikuna byli niezwykle podekscytowani na myśl o polowaniu na gada. Otóż Guna nie skaczą z radości. Krokodyle to problem. Niestety ataki na psy i dzieci się zdarzają i to nie tak rzadko. Panamska Armada, czyli Marynarka Wojenna od czasu do czasu dostaje zlecenie odstrzału jakiegoś natrętnego krokodyla. Szczerze mówiąc to nie wiem co oni z nimi robią, bo krokodyle są pod ochroną i Guna o tym wiedzą. Następnym razem zapytam! Guna są bardzo uważni zarówno jeśli chodzi o duże rekiny, jak i krokodyle.
Jak to zwykle bywa, najpierw poznaliśmy Anselmo, potem dzieciaki, a na końcu jego żonę, której imienia nie sposób było wymówić a co dopiero zapisać. Kobiety rzadko wdają się w gadki, no chyba, że sprzedają Mole, czyli sztukę tradycyjną z której słyną Guna. Najczęściej jednak sprzedażą zajmują się mężczyźni. Anselmo przypływał do nas to po wodę, to podładować telefony, to sprzedać rybę i kokosy, ale głównie po to żeby sobie pogadać. I tak codziennie. Ostatecznie zaprosił nas do siebie i tam poznaliśmy resztę rodziny. Odwiedzaliśmy się nawzajem przez ten miesiąc wiele razy. Ten wieczór był jednym z wielu.
fifty-fifty
Tak oto Anselmo, wraz z całą rodziną, siedzi w kokpicie i rozmawiamy. Taka konwersacja nie jest prosta, dlatego, że języki, którymi władamy zazębiają się może w 20%, jak dodamy ręce, google translate i szczere chęci, to może dojedziemy do 50%. Fifty-fifty, czyli rozumiemy się albo i nie! Anselmo mówi do nas mieszanką hiszpańskiego i guna. My google-translatem i łapkami i debatujemy po angielsku czy go dobrze rozumiemy. Jego żona nic nie mówi. Uśmiecha się tylko na dźwięk swojego imienia, bacznie obserwując swojego męża. Staramy się bardzo, różnie to wychodzi ale za to jest kupa śmiechu. Trudno to nazwać konwersacją, ale przynajmniej mówimy mniej więcej na ten sam temat i mamy szczere chęci, żeby ta konwersacja trwała!
Rekiny, krokodyle wszystko ok, ale ja chciałam dowiedzieć się koniecznie jak to jest z tą porą mokrą. Ilość burz, których doświadczyliśmy była straszliwa (to był nasz pierwszy sezon mokry w strefie równikowej!), a to dopiero rozbiegówka, więc trudno mi było ogarnąć mózgowo jak to będzie wyglądać w pełnym rozkwicie.
Pytam więc ci ja: “Anselmo, jak to jest z tym deszczem, porą mokrą, ile trwa taka najgorsza część?” Myślę… dane, statystyki, teorie… tego potrzebuję! Anselmo patrzy na mnie jak na wariatkę i chyba nie bardzo rozumie o co mi chodzi. Zaczynam tłumaczyć “które miesiące są najgorsze i ile to trwa? I czy w ogóle jest słońce” Zero wiatru i brak słońca niespecjalnie dobrze wróżą naszej produkcji energii, a tak to niestety wygląda od kilku dni. Ale tak naprawdę mam nadzieję, że Anselmo puści jakieś zaklęcie, żeby odgonić od nas te wszystkie burze, a Anselmo na to, wzruszając ramionami: “jak pada, to pada, a potem przestaje”. Kropka!
…jak pada, to pada…
No tak. Z prędkością światła dotarł do mnie bezsens mojego pytania. Jesteśmy nauczeni pojmować świat za pomocą parametrów, indeksów, statystyk, czasu wstawionego w ramy miesięcy, lat… Dają one nam poczucie władzy, kontroli, złudzenie bezpieczeństwa. Dla Anselmo natura po prostu jest. I jaka jest, taka jest. Nie ma o czym dyskutować. On przyjmuje to co jest mu dane, bo żadne miary nie są mu potrzebne. Banany i kokosy rosną koło domu cały rok. Ryby też nie uciekają z rafy. Skoro od tego nie zależy jego życie, to po co marnować czas. Było sucho, jest mokro i tyle!
Z pozdrowieniami z Meksyku,
miejsca, w którym cywilizacja jest i to jaka,
a wszyscy patrzą na statystyki, liczą dni do końca sezonu huraganowego,
jakby to miało przyspieszyć naturę! (🤣)
Z tęsknym westchnieniem w kierunku miejsc, w których cyferki nie mają znaczenia.
Yo-ho!
Fajne teksty piszecie ! Dzieki za inspirowanie!
dziękujemy bardzo 🙂
pięknie i prosto ….