H🎃RR🎃R…

Wyobraź sobie taką scenę: budzisz się rano, delikatna bryza wchodzi do środka, łódka lekko kołysze się na małej fali. Kuchnia posprzątana, kawka pyrka na gazie. Patrzysz na czysty posprzątany jacht… drewno pięknie wywoskowane, podłogi zamiecione. Nie wystają żadne kabelki, nigdzie nie straszą rozwiązania tymczasowe, WSZYSTKO DZIAŁA (!), rozglądasz się i nie masz się do czego przyczepić (!!). Wychodzisz do kokpitu, a tam porządek, płetwy poskładane, buty poukładane w szafce (!!!), pokład umyty, ba… nigdzie nie ma nawet śladu rdzy (!!!!). Ani śladu rdzy??? Zaczynasz nerwowo oddychać, bo już wiesz, że coś jest nie tak. Wiesz, że jakimś trafem znalazłeś się w horrorze i że to właśnie teraz zza rogu wyjdzie jakiś obśligzły potwór albo seryjny morderca z tasakiem umazanym krwią, a niebo zaleje ogień piekielny, czy inne ufo… pot zalewa ci oczy, myśli galopują, dopada cię panika i wtedy… budzisz się! 

Ulga

Rozglądasz się po łódce i oddychasz z ulgą… bo gdzie nie spojrzysz tam coś do zrobienia. Tu dziura, którą miałeś zakołkować dwa miesiące temu, tam kabelek wystaje bo przełącznik się zepsuł, a nie było takich, więc spiąłeś kabelki na sztywno, okno cieknie, a w toalecie jakiś krab postanowił dokonać żywota i wali padliną… Tak naprawdę to starasz się nie patrzeć zbyt intensywnie, bo tyle jest do zrobienia. Oceniasz, kategoryzujesz i priorytetyzujesz, a potem wybierasz do roboty to co może ci łódkę zatopić lub poważnie uszkodzić twoje zasoby finansowe w najbliższej przyszłości. 

Zaakceptuj, bo zwariujesz..

boat yoga, czyli ręka, noga, mózg w pomieszaniu

Trochę mnie do tego tekstu zainspirował nasz kolega, bo kilka dni temu wylał na fejsbooku wiadro goryczy w temacie. Nas na szczęście nigdy nie dołował fakt, że na łódce ciągle coś trzeba robić i zawsze mnie trochę śmieszy, że ludzie oczekują, że jak już zrobią sobie mniej więcej przygotują jacht do pływania, to potem już tylko palemki i drinki z parasolką. O tym właśnie pisze nasz kolega, że to jest to największe oszustwo i zdrada, bo na zdjęciach i filmach nie widać, że gros takiego życia to joga w zęzie* czy innej bakiście* (tu mam na myśli naprawianie łódki w pozycji ciała eufemistycznie nazywanej niewygodną), taplanie się w maziach dziwnego pochodzenia lub “kombinatoryka stosowana”, gdy próbujesz znaleźć przyczynę awarii.

Prawda jest taka, że niezależnie od budżetu i wieku łódki, zawsze coś jest do zrobienia. Czy robisz sam, czy zlecasz – ZAWSZE JEST COŚ DO ZROBIENIA. A jak już zrobisz to przysłowiowe wszystko, to to co było na początku twojej listy już zdąży się zepsuć (Bahahah – tu joker z horroru śmieje się złowieszczo). Stan, w którym na twoim jachcie wszystko jest wykończone, zbudowane pod ciebie, działa i jeszcze do tego jest posprzątane, wypolerowane i pachnie, jest jakimś Świętym Graalem i utopią… no teoretycznie możliwe, ale teoretycznie to podobno i komunizm miał sens…

*zęza – na jachcie: przestrzeń pomiędzy podłogą a wodą
*bakista – na jachcie: zamykany schowek na pokładzie lub w kokpicie
Dla tych co stresują za mocno…🤪

Metoda sześciu

My na White Dogu stosujemy metodę sześciu pól, którą serdecznie polecamy. Kiedyś dawno temu mieliśmy niedużą tablicę, na której zapisywaliśmy co mamy do zrobienia. Na początku było na niej 20-30 punktów, które wisiały tam miesiącami. W covidzie zostaliśmy przymuszeni do tzw. “szanowania pracy”, bo wtedy nie wiadomo było jak długo będziemy tkwić w jednym miejscu. Poza jedzeniem nie można było nic kupić, więc mogliśmy zabierać się tylko za te prace, do których mieliśmy na jachcie wszystko co potrzebne, a coś trzeba było przecież robić w czasie kwarantanny, żeby nie zwariować. Wtedy to postanowiliśmy, że na raz możemy mieć tylko 6 projektów na naszej tablicy i dopiero jak jeden się skończy można wpisać na listę następny.

Tablicy już nie ma, ale metoda sześciu pozostała. Projekty zagrażające zatonięciem lub uszkodzeniem ciała mają oczywisty priorytet, te jednak zdarzają się rzadko, bo przez 5 lat żeglowania dziurę w kadłubie mieliśmy tylko raz, a toaleta zapchała się raptem 2 razy. Reszta może poczekać w kolejce. 

Zresztą zapytajcie jakiegokolwiek żeglarza mieszkającego na łódce, jak zareagowałby na taki stan jak w tym śnie z początku – gwarantuję, że każdy z nas zakładałby, że zaraz coś się z wielkim hukiem rozwali! Lepiej trzymać stan okiełznanego chaosu, ogarniętego burdelu, z wspaniałymi projektami ulepszeń w bliżej nieokreślonej przyszłości. 

Pozdrawiamy
Lista naszych projektów obejmuje obecnie
tylko przygotowanie łódki do wypłynięcia z mariny,
bo sezon huraganowy się kończy, a nas świerzbią już płetwy…🐬

Keep up to date with our monthly newsletter

Select list(s):
We keep your data private and share your data only with third parties that make this service possible. Read our Privacy Policy.
Share...🧡

Podobne wpisy

2 komentarze

  1. Bogumil pisze:

    Ja wiem ze Wy piszac o tych ciaglych naprawach chcecie odstraszyc innych od zycia na lodce. Boicie sie ze bedzie za duzo nasladowcow i zabraknie miejsca w marinach. Przejrzalem Wasze niecne zamiary.

  2. Kasia pisze:

    my tylko odstraszamy marudy hihihihi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *