Wyprawa Stop!
Wyprawa Stop! czyli Koronawirus lock-down na Martynice
Jeszcze lekko ponad tydzień temu, na pełnym gazie, żegnaliśmy południowe wyspy i wyspiarzy, żeby jak najszybciej zacząć odkrywać nowe tereny. Plan uległ jednak nagłej zmianie przez wirusa w koronie. Po roku na wschodnich i południowych Karaibach zatęskniliśmy za odkrywaniem nowych miejsc i postanowiliśmy popłynąć na północ wzdłuż łuku Karaibskiego, aż na Dominikanę, a potem przez Kubę, do Belize i Gwatemali. Wszystko prawie gotowe: przyjaciele na wyspach pożegnani, karnawał na Carriacou zaliczony, homar u Aquilli na Tobago Cays zjedzony, rum punch u Dennisa na Mayreau wypity, rybka od Vanessy na Union, owoce od Dennisa z Soufriere spakowane, mała kawka u Zaki i… jeszcze tylko szybkie zaopatrzenie w ser, wino i jogurty na Martynice i wio na Dominikę. No… to „Wio” to nam nie wyszło…. na razie 🙂
Kilka dni przed pojawieniem się na Martynice, nasi przyjaciele zaanonsowali, że można tam tanio kupić odsalarkę. Martynika jako ostatni bastion serwisów żeglarskich i sensownych cenowo zakupów na naszej trasie, wydała się odpowiednim miejscem, żeby upgradować ponton i kupić trochę sprzętu. Od początku naszej wyprawy wiedzieliśmy, że wyposażenie, które mamy na naszym Psie jest wystarczające na Atlantyk, a potem na Karaiby, ale wymaga zmian przed ruszeniem na Pacyfik. Wiedzieliśmy, że jeszcze tutaj poradzimy sobie z pontonem bez sztywnego dna i małym silnikiem. Woda, pomimo, że czasem niespecjalnie dobrej jakości, jest dostępna i prawie wszędzie można ją zatankować. Pacyfik natomiast, pomijając dystanse, wygląda nieco bardziej wymagająco. Szybciutko porównaliśmy ceny oraz terminy dostaw z Europy i stwierdziliśmy, że bardziej opłaca nam się zakup na miejscu. Po 2 dniach spierania się o miejsce i kombinowania w te i na zad oraz kosztem mojej szafki na buty (oczywiście, bo po co komu buty!), zamontowaliśmy nasz nowy watermaker, pseudonim artystyczny – Wodorób.
Kwarantanna w St. Anna
Testy watermakera poszły wyjątkowo dobrze, ale w międzyczasie Emmanuel Ze French Prezidą, wprowadził kwarantannę, która z dnia na dzień zaostrzała swoje oblicze, przyjmując ostatecznie formę całkowitej blokady. Nasi amerykańscy przyjaciele spakowali manatki i odpłynęli do Ameryki, pozostawiając nas dyndających samotnie na kotwicy, ale za to na bezpiecznym terytorium Unii Europejskiej. Wkrótce kotwicowisko zapełniło się powracającymi jachtami, a UKF nie cichło od pytań o sytuację lokalną i globalną.
U nas wygląda to tak: zalecenie kwarantanny tak ubodło lokalną społeczność oraz rzesze turystów, (którzy ewidentnie stwierdzili, że to świetny pomysł, żeby właśnie teraz, w obliczu globalnej pandemii, przyjechać na Karaiby), że postanowili wspomnianej kwarantanny nie zastosować. Nie, po prostu nie kwarantannują i koniec. Impreza trwa, bo się należy! Francuskie władze szybciutko i bez specjalnej galanterii zainterweniowały i wypuściły odpowiednie służby na ulice, a poniższe restrykcje uwarunkowane są wysokimi karami pieniężnymi oraz groźbą aresztu 🙂
Otóż…
– nie wolno chodzić bez celu po wyspie, trzeba mieć przy sobie papier opisujący cel oraz czas wyjścia z domu
– zakupy/lekarz/spacer z psem/sport osobisty typu spacer lub biganie – nie dalej niż 1km od domu są dozwolone, ale tylko pojedynczo
– pływać wpław można, ale tylko 50m od jachtu (póki co udajemy, że chodzi o jakikolwiek jacht, a nie nasz:))
– jachty z obcą banderą nie są wpuszczane – tylko Unia, na pohybel Brexitowcom!
– nie wolno się przemieszczać z kotwicowiska na kotwicowisko
– samoloty do Europy, tylko repatriacja konsularna
Póki co, na ulicach pusto….

z antywirusowym pozdrowieniem – White Dog Crew edycja Kwarantanna
Zdjęcia z czasów kiedy jeszcze można było podróżować… enjoy 🙂