Mapy nawigacyjne – papierowe czy elektroniczne?
Dlaczego bliżej nam do wygody niż do tradycyjnej nawigacji
Od wielu lat na forach internetowych czy grupach FB toczy się dyskusja o tym czy papierowe mapy nawigacyjne jeszcze w ogóle mają jakiekolwiek zastosowanie na jednostkach rekreacyjnych? Czy można zrezygnować z prowadzenia nawigacji tradycyjnej na rzecz elektronicznej? Czy jest to bezpieczne? Setki pytań, a odpowiedzi tyle ile kasy w portfelu studenta pod koniec miesiąca. Trzymając handszpaki w dłoniach, niczym pospolite ruszenie kosy, puryści żeglarscy zaraz krzykną, że żaden prawdziwy żeglarz bez mapy papierowej nie powinien wyjść z portu! Ryzykując lincz chciałbym napisać dlaczego my nie używamy map papierowych i jak do tego doszło.
Na początku był papier…
Wypływając sześć lat temu, nasz jacht (White Dog) był wyposażony w cały zestaw map na Morze Północne, Kanał Angielski (dla Francuzów: la Manche, tu szybko prostuję, bo jeszcze reaktywują gilotynę…), Biskaje, Wyspy Kanaryjskie, generalkę Atlantyku. Mieliśmy również w papierowej wersji główne wyspy Karaibów. Oczywiście wszystkie powyższe mapy nawigacyjne, były w wersji od ogólnych do szczegółowych podejściówek do głównych portów – szacując, jakieś dobre 10-15 kg papieru. I tu pojawił się pierwszy problem, gdzie to się wszystko zmieścić…
Tradycyjny stolik nawigacyjny, jak to każdy stolik na każdym znanym mi pływadle, to miejsce na odłożenie wszystkiego i mapy, o Ile w ogóle się tam zmieszczą, leżą posklejane i przyklepane toną pierdół. To najbardziej zagracone miejsce na jachcie i idę o zakład, że nawet bakista, do której wrzucasz wszystko jak popadnie, nie ma tylu rzeczy (licząc na sztuki) ile stolik nawigacyjny. U nas mapy wylądowały pod materacami w mesie i większość z nich leżała tam przez szereg lat, aż do tzw. ostatecznego rozwiązania.*
Jak używaliśmy map papierowych?
Mapę generalną, tzw. „generalkę” Atlantyku – używaliśmy do planowania poszczególnych długich etapów, takich jak Amsterdam – Wyspy Kanaryjskie -Karaiby. To było na początku, kiedy przyświecały nam ideały młodości. Używaliśmy też papierówek w szkole ucząc naszego syna jak zaznaczać pozycję na mapie i jak wyznaczać kurs. Mapy nawigacyjne papierowe świetnie spełniły swoją rolę jako papier… do pakowania prezentów (w tym momencie w wyobraźni ortodoksów i zwolenników map nawigacyjnych papierowych dostaję bosakiem przez nery, czuję to!) Mapa papierowa wisi na naszej ścianie. Zaznaczamy na niej gdzie byliśmy i gdzie będziemy, oraz kogo fajnego i gdzie spotkaliśmy. Jest pełna rysunków i zdjęć. I tak naprawdę to byłoby na tyle.
Dlaczego, och dlaczego odrzuciliśmy papierowe mapy nawigacyjne?
Tu niejedno (drogie dzieci) z was zapyta pewnie: – ale dlaczego? Przecież nawigacja na mapie jest super, to wpisywanie co 4 godziny (lub dwie) pozycji, to wykreślanie kursu, te obliczenia deklinacji i dewiacji…. No właśnie, jak mieszkasz na stałe na łódce i po raz kolejny płyniesz z jednej wyspy na drugą, bo od kilku lat jesteś na Karaibach (dla przykładu), to czasami plotera nawet nie odpalasz, a co dopiero mapę papierową. To jakbyś wstukiwał codziennie w nawigację samochodową swoją drogę do pracy i z powrotem. Robisz tak? Przyznaj tak z ręką na sercu… robisz? Bo ja nie. Tradycyjne mapy nawigacyjne trzeba też gdzieś rozłożyć, żeby tą całą nawigacyjną gimnastykę odprawić… Na stoliku nawigacyjnym króluje komputer, mapa się nie zmieści. Na stole powiadasz?… Tam dziecko uczy się matmy, patrząc na ciebie spode łba i rzucają spojrzenie “po cholerę mi pole trójkąta, przecież w Minecrafcie wszystko jest kwadratowe…”
No tak, ale przecież jak Ci padnie elektronika…
…to tylko mapa cię uratuje…..Tiaaaaaa wiecie ile różnych urządzeń na naszym pokładzie ma wgrane mapy… offline….. Otóż: główny ploter, laptop nr 1, laptop nr 2, komórka nr od 1-3 do tego dodać trzeba dwa tablety. Każde z tych urządzeń ma też własnego GPS-a i aplikacje do zczytywania danych GPS. Do tego jakby policzyć same GPS’y, to mamy jeszcze inReach Garmina. Jak płyniemy, to co najmniej dwa urządzenia nawigacyjne, wraz z power bankami, są w naszym ditch bag’u. Musielibyśmy dostać bezpośrednie trafienie z EMP** żeby wszystkie te urządzenia padły na raz. Zakładając że, tak by się stało, to mamy na pokładzie sekstant, log mechaniczny i ołowiankę. Na ścianie wisi pokolorowana generalka, więc w jakiś kontynent pewnie trafimy.
Podsumowując…
…nie używamy map papierowych do nawigacji. Już nie…. Umiemy to robić, ale z racji wygody nie robimy – cieszą nas zdobycze nowoczesnej nawigacji. Uważam jednak, że nadal powinno się uczyć tradycyjnej nawigacji i używania tradycyjnych map. Ponieważ to fajna tradycja i co innego nie korzystać, a co innego nie umieć skorzystać. Na pewno nie zaszkodzi, a może się przydać. Dla nas to codzienność i o ile prowadzimy nawigację na wielu urządzeniach elektronicznych na raz, o tyle na mapach papierowych już nie. Pssst….Nie wystawiamy również wachty kotwicznej, ale o tym innym razem…
Do następnego razu,
pomyślnych wiatrów i niech wasza kotwica zawsze znajdzie dobry grunt.
🌊⚓️